Wiedziałam, że przed tym nigdy nie ucieknę. Wiedziałam, że mnie dogoni, złapie za rękę i pociągnie tam skąd uciekam. Utopio, matko absurdu!
Bywało, że czułam się jeszcze gorzej niż dziś. Zdecydowanie. Jednak żadnej wątpliwości nie pozostawia mój brak rozsądku i roztropności. Nic mnie nie tłumaczy. Jednak w tym wszystkim znajduję jeden jedyny plus- to koniec.
Małe zamieszanie pomaga mi w procesach syntezy. Kiedy organizm skończył rozkładać alkohol, ja zaczęłam rozkładać myśli.
Przyjaciółko w zbyt wysokich obcasach- dziękuję, że byłaś, jesteś i będziesz.
Czasami tęsknię za przeszłością. Za moim beztroskim nastawieniem do wszystkiego i wszystkich. Za ciepłym latem 2011, które spędziłam z *. Za moim kotem, którego zagryzły psy sąsiada.
Czy aż tak bardzo się zmieniłam? Wydaje mi się, że nie. Choć nie mam czerwonej grzywki. I nie słucham rocka. A po tysiąckroć zmieniałam środowisko.
Teraz nadszedł najwyższy czas na krok do przodu.
Jak dążyć do osiągnięcia celu? Pogodzić się z biegiem czasu.
Cieszy mnie to, że dzisiaj mogę uśmiechać się bez skrępowania.
Troszeczkę sama to skomplikowałam. Przecież w teorii to nic szczególnego. To trywialne, bardziej oczywistym być by nie mogło. Skąd problem?
Spirala została nakręcona niepotrzebnie. Regres w cenie.
Nie, nie poddam się. Postaram się. Dałam słowo. Będę próbować.
Jak Pan Cogito.
"na wysokości sytuacji"
Dzisiaj, gdzieś głęboko w fazie REM, spotkałam *. Było zabawnie, ponieważ wszystko składało się po raz pierwszy w niezaprzeczalną, spójną i logiczną całość. Kolejny dzień tylko Pink Floyd wydaje się być miękką poduszką.
_______________________________________________________________ Ostatnio dużo czasu poświęcam Staffowi. Chociaż dzięki kunsztowi mojego mistrza na chwilę uciekam ze świata przesiąkniętego skandalikami. Lubię się w nim zatapiać. Powolnie smakować każdy wers. Zrozumieć ukryty pod głoskami i sylabami ponadczasowy przekaz. Mam nadzieję, że * będzie na niego otwarty tak samo jak ja.
Niezbyt zabawnie a zarazem lekko infantylnie mijają mi dni. Powolnie jak rzeka płyną godziny i minuty. Coraz więcej sypiam; zwłaszcza teraz, kiedy noc jest coraz krótsza.
Oddaję się w całości Tetmajerowi:
"Ja nie zapomnę- serce moje niewiele w sobie imion chowa, lecz Ciebie każdy ciemny las i każdy ostęp dziki, mroczny, i każdy górski szczyt obłoczny przywiedzie znów przed oczy moje."
Nie wiem jak mi jest. Nie wiem, co powinnam o tym wszystkim myśleć. Wiem, że nic nie wiem.
Z lekkim poślizgiem, zapadam w zimowy sen. Raz na jakiś czas trzeba się uśpić. Trzeba odpocząć. Wymazać pewne obrazy z pamięci. Zapomnieć.
As much as I definitely enjoy solitude I wouldn't mind perhaps Spending little time with you Sometimes Sometimes
"Trzy słowa. Trzy proste słowa dzieliły ją od katastrofy. To było jak stąpanie po kruchym lodzie, balansowanie na linie nad przepaścią. Trzy słowa tak szybko mogły zrujnować wszytko, nad czym pracowała tak długo. W kilka chwil mogła stracić sens swojej egzystencji. Tak łatwo jest wypowiedzieć trzy banalne słowa a tak trudno wszystko odbudować, naprawić, doprowadzić do formy pierwotnej. Mogła dziękować losowi za swoją wstrzemięźliwość w wypowiadanych słowach, za analityczny umysł i odrobinę intuicji.
Świadoma konsekwencji potrafiła się pohamować choć tak bardzo chciała, żeby trzy słowa ujrzały światła dziennego.
Od długiego czasu dręczyły ją pewne myśli. Wiedziała, że nie powinna zadręczać się pytaniami typu "co by było, gdyby ..." i innymi pochodnymi. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż takie działanie to najgorsze możliwe rozwiązanie. Lecz taka już była. Może w pewnym sensie chciała cierpieć z powodu trzech słów. Może to pokłady masochizmu skryte pod warstwą radości, szczęścia, miłości, tak dawno nie eksploatowane, dawały o sobie znać. Nie chciała się jednak w tym zagłębiać.
Myśli nie opuszczały jej od bagatela roku. Z każdym dniem, godziną, minutą, sekundą czuła je coraz bardziej, coraz mocniej się z nimi związywała. Tak mocno chciała zrozumieć ich sens. Tak mocno chciała pojąć, skąd się brały i dlaczego akurat ona musi tego doświadczać.
Trzy słowa. Trzy słowa opętały jej umysł do granic możliwości. Trzy słowa płynęły z jej krwią przez wszystkie naczynia- żyły, tętnice, przepływając przez serce; wypełniały każdą komórkę jej ciała; wraz z impulsami nerwowymi przemieszczały się do każdej kończyny, narządu.
To trudne i niewygodne żyć wbrew sobie, swoim potrzebom. To zdecydowanie niezdrowe! Sytuacja w której się znalazła wymagała od niej poniekąd poświęcenia- w zamian za zdrową relację zmuszona była do zrezygnowania z najwspanialszej fantazji w całym jej życiu. Wyidealizowanie sytuacji pogrążyło ją jeszcze bardziej niżeli by się tego spodziewała. Możliwe, że po części nieświadomie w głowie sytuację przedstawiała zupełnie inaczej- to, co ich łączyło rzeczywiście istniało, ona była inna, taka pewna siebie; on był inny- taki dojrzały i poważny. Chciała, aby tak było. Pragnęła tego. Pragnienia pochłonęły ją na dość długi czas.
Trzy słowa. Trzy magiczne słowa mogły odmienić wszystko. Jednak strach po raz kolejny zwyciężył. To smutne, jak bardzo boimy się walczyć o szczęście." luty 2012
"Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas. Ten, który walczy z potworami, powinien zadbać, by sam nie stał się potworem." Fryderyk Nietzsche
xoxo lou lu